Z dziećmi to jest taka dziwna sprawa. Najpierw nimi jesteśmy, potem je obserwujemy i podziwiamy. Zastanawiamy się jak wychowamy swoje, co im przekażemy, a czego za żadne skarby. Obiecujemy sobie, że nie popełnimy błędów wychowawczych naszych rodziców, ba, może nawet żadnych większych błędów nie popełnimy. Nasze dzieciaki będą mieć jak w bajce.

I nagle pojawia się ta istotka wyczekiwana, a mimo to tak zaskakująca. Wywalająca cały nasz porządek do góry nogami, nawet jeśli był już skrzętnie wymyślony z myślą o niej. I jest trochę tak, jakby nic nie było przygotowane,  jakbyśmy mieli dziecko tylko my,  jedyni na świecie. Wszystko trzeba odkryć i poukładać na nowo. I ta euforia:  ja mam dziecko, nie do wiary – to moje dziecko, czy to na pewno moje? I nagle okazuje się, że wszystko co robimy,  jest dla niej,  nawet to, co robiliśmy było dla niej. I na pewno wszystko co będziemy robić, zrobimy tylko dla niej.

Hania to dziecko szczególne. Dlatego, że jest nasze.